Świat tych wieków

Dzieląc światy irracjonalizmu
nie wiedzieć czemu ocierając się o złudne
skojarzenia w martwym punkcie istoty bytu
ilekroć spada ogrom jednolitości

ciało machinalne
pokryte warstwami odpowiedzi
wymachując bezwiednie
u progu doskonałości

stokroć powłok przeistoczenia
maski szydercze opętania zdobi
plącząc dłonie w gniewnym uścisku
spijając źródło ewolucji

utopijna niewola destrukcji
przechylona czar goryczy
upija usta matki
znieczulonej na cierpienie



Nie zakrzepły jeszcze myśli
lekkie niczym podmuch wiatru
wspinają się ku przepaści
by utonąć wraz z niewykonanym

samodestrukcja zawładnęła umysłem
wkradając się przez szczelnie zamknięte drzwi
bo tego czego należy się bać
najwięcej się roi śród ludzkiego istnienia

nie wypali się to co wciąż rani
zbyt wiele ofiar kuszone jest losem
wciąż czynnie biorąc udział
w kalejdoskopie przypadłości



Nie podążam już zdecydowanie
gdzieś zgubiła się
dziecinna pewność siebie

najmniejszy ruch
odmierza głębokie zachwianie
drżąc dotykam zniekształcone obrazy

to nie nowe lecz jakby zapomniane
gdzieś obok uśmiechu
zagnieździł się lęk

nie patrzę lecz dusza mówi
że wszystko rozumiem
a ja nie chcę..

pragnę jak dawniej nie pojmować
by pytania nie były echem
które czas ostatecznie zmarnował

zagryzam wargi
i spojrzenie swe znów spuszczam
wszystko do siebie pasuje

chcę zgubić klucz
marnych odpowiedzi
na cóż mi one

zapamiętale balansuję na granicy pewności..



pusto
tak pusto niczym w głębokiej otchłani
coś jest-
lecz nie ma to znaczenia
dzisiaj umarła dusza za cierpienie

powietrze stało się gęste
wszystko jakby w powolnym tempie
zmierza ku nieustannej niewoli
naiwnych oczu podążają miliony

i cienie mknące powoli
szepcąc zgorzkniałe modły
nie chcą zniknąć
bo płomień nadziei choć słaby

bez poczucia winy
wyraźnie naznaczonych słów
mdłe spojrzenie skupia uwagę
na symbolu ostatniej wiary

choć zostawione całe życie
w pamięci obraz wyraźny
lecz czas nie zatrzymał się
nieszczęsny...



Usta wyblakły mają smak
czerwieni pozbawione
wśród setek róż zapomniane

w oczach lazurowe wybrzeże
lekko zachmurzone
wylewa fale dzikich burz

ciało mknie bezkreśnie błądząc
choć mapą niegdyś było
ślady dłoni widać wciąż

lecz

teraz są to tylko mary
słychać szept dawnych słów
dusza tkwi w lazurowym wybrzeżu

wśród setek czerwonych róż...


Dawne czasy

Nie piszę ci listów
dłoni nie składam na pocałunek
wiernych oczu twych
namiętnie nie rozpamiętuję

nie ganiam za bezradnością
wielkich ludzkich tkliwości
czas uderza w mym sercu
a jego niosę ciężaru piętno

byłeś niegdyś mym aniołem
szczerze w pięknie ozdabianym
czas zamilknął już na wieki
wraz z nim dumne priorytety

choć kurz okala fotografie
w myślach świeżość tamtych chwil
gdzie się podziałeś - kto mi powie
jakiej drogi chwyciłeś na poratunek

dawnych czasów..

Nie zapomnisz

Choć już liście zdobią ulice
i wianki usychają z tęsknoty
- nie zapomnisz mój miły
choćbyś umarł z wiernej głupoty

I bezradnie gdy oddychasz z impetem
zamazane widzisz obrazy
nie zniszczysz mej duszy w sobie
mimo swej bezsensownej urazy

Zachodu szkoda najdroższy
w twych myślach stokroć mnie
uganiasz się bezlitośnie
choć w sercu jestem na dnie

I nie zniknę jak nocne mary
nie będę kolejnym snem
widzisz mnie o każdej porze
myląc dziś z wczorajszym dniem.

Za późno

Na co możesz wydać resztki siebie
które nieuważnie oddajesz w niepamięć
dla niepoznaki
czymże jest duma wobec miłości

Które ścieżki zatarłeś z impetem
nie dostrzegając wspomnień
szlaki zamazane nosisz w pamięci
dusisz hardo zagasłe uczucie

Wbrew swym myślom
nieszczęśliwy jak nigdy
wśród rozsypanych dmuchawców
leżąc z zegarem w ręku..
czekając na koniec

Fundament

Ukradłeś mi pewność siebie
łowiąc wszystkie moje zmysły
w tafli głębokich uczuć
ukrywanych na dnie

Pozbawiłeś mnie ubrań codzienności
z każdym szeptem rozbierałeś nicość
ubierając w swą miłość
szeptem topiąc wewnętrzny lód

Obdarzy mnie uczuciem
nieznanym dotąd wypełnieniem duszy
zniszczyłeś obronny mur
stawiając we mnie fundament siebie


Wiersze

1.
Niby szczęście
w drżących dłoniach
z opuszczonym wzrokiem donikąd
kruche i wiotkie niczym sen
ulotne jak chwila

Bezkresne w opamiętaniu
w ciszy przed burzą
nie znające żadnej odpowiedzi

Co kluczem do serc jest
unosi w zagubieniach
zanim się zrozumie
w czterech ścianach samotności
że to wszystko bez sensu.

2.
Ile jest dróg tych bez celu
co błądzić po nich nam jest dane
złudzeniem marnym
że na wszystko czas ugości

Czy miłość co nie pyta jak
wśród ludzkiej próżności
zawita w sercach cicho
nadzieję znów zasieje

Kochałam takie noce
w których jedynym kompanem był księżyc
on jedynym prawdziwym światłem
w blichtrze teraźniejszości

Gdy łzy nawet nie są takie same
wyznaczają czas boleśnie powolnej śmierci
szybki oddech i błądzące spojrzenie
w świecie głośnej samotności

Nicość istnienia
na planszy życia los rozdaje pionki
pod nadzorem niewidzialnej mocy
co znaczy być a co znaczy istnieć
w świecie ludzkich możliwości

Każdy rolę swą odgrywa
biegnie za czymś czego nie ma
jesteśmy marionetkami własnej duszy
uwięzienie w nicości istnienia..

Każdym krokiem oznaczamy czasu przenikanie
czy można świadomie wygrywać z przeznaczeniem
walkę o to by nie zwariować
za każdym razem gdy minuta piętni nasze życie.